MAGIA KANAPEK Z SZYNKĄ
I SEREM RATUJE MI ŻYCIE.
Starałam się nadążyć za swoim przyjacielem, Aidanem, i jednocześnie nie zgubić się w tłumie ludzi przechadzających się po szkole. Nie miałam najmniejszego nawet pojęcia, gdzie ten chłopak mnie prowadził, ale postanowiłam mu zaufać i udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku. Nawet nie próbowałam myśleć, że na najbliższej lekcji powinnam pisać okropnie trudny test z historii i zdecydowałam się udawać, że wcale nie miałam potrzeby zerknięcia do zapisanego drobnym pismem zeszytu z notatkami. Robiłam dobrą minę do złej gry, ale nie miałam innego wyboru. Gdy Aidan przyszedł do mnie, wyraźnie czymś poruszony, nie potrafiłam tak po prostu go zignorować. Za swoje miękkie serce miałam zapłacić kolejną porażką na teście z historii.
— Aidanie, powiesz mi wreszcie, co się stało, czy nie? — spytałam po raz setny, zastanawiając się, jakim cudem ten wiecznie kulejący chłopak potrafi przemieszczać się tak szybko. Kiedy spotkałam Aidana Forestera po raz pierwszy, był tylko chłopcem niewielkiej postury chodzącym o kulach, o sympatycznym uśmiechu i wiecznie wesołym głosie. Nigdy nie widziałam, by z kimś rozmawiał dłużej niż minutę i to sprawiło, że pragnęłam się z nim zaprzyjaźnić. Również byłam odludkiem, dziwadłem pokazywanym palcami i wyśmiewanym na każdym kroku. Tą, która nie miała matki i której ojciec uczynił niemiły kawał, nazywając ją Snowflake. W skrócie Snow.
Co było tak zabawne w tym nietypowym imieniu? Teoretycznie nic, jednak gdy dołożyło się do niego nazwisko... cóż, jeśli kiedykolwiek marzyłeś, by spotkać najbrzydszą na świecie Królewnę Śnieżkę w realu, to trafiłeś w idealne miejsce. Snow White się kłania.
— Dokąd to tak pędzisz, Śnieżko? — Usłyszałam za plecami pogardliwy głos i zacisnęłam powieki. Nie przepadałam za Davidem Grumpem, chłopakiem starszym ode mnie o cały rok i wiecznie spoglądającym na wszystkich z góry. Stanęłam na środku korytarza i odwróciłam się powoli. Zapewne dwa lata temu moje serce gotowe by było eksplodować na jego widok, ale już mi przeszło. Kiedyś uważałam Davida za najprzystojniejszego faceta na świecie; potrafiłam godzinami wpatrywać się w jego zielone oczy (spoglądające na mnie ze zdjęcia, co prawda, ale jednak), wypatrywać jego jasnych włosów na korytarzu i obserwować go podczas treningów pływackich. Wystarczy wyobrazić sobie napaloną trzynastolatkę, z podziwem wpatrującą się w umięśnioną klatę znajomego ze szkoły i wstawić sobie w jej miejsce moją twarz. Ta-dam!, oto pełny obraz moich dawnych uczuć co do Davida.
— A dlaczego miałabym ci to powiedzieć? — spytałam cicho, wykrzywiając usta w parodii uśmiechu. Kiedyś może i za nim szalałam, ale potem zaczęły się wyzwiska i wytykanie palcami. To zabawne, jak cienka jest granica między miłością a nienawiścią.
David wzruszył jedynie ramionami.
— Wiesz, zawsze jakiś nauczyciel mógłby się całkiem przypadkiem dowiedzieć o twoich wagarach... Dyrektor na pewno wezwałby twoich rodziców do szkoły. A nie, czekaj! Na chwilę zapomniałem, że matka cię porzuciła i ma w dupie, czy cię wyleją, czy nie.
Kilka osób na korytarzu zaśmiało się paskudnie. Wszyscy znali biedną Snow, której mamusia uciekła zaraz po porodzie. Niestety, to co powiedział David było prawdą — moja mama przez przypadek zaszła w ciążę z tatą, a gdy pojawiłam się na świecie, porzuciła mnie. Dlatego byłam wychowywana tylko przez ojca, dlatego byłam idealnym celem dla wszystkich uczniów. Wygląd również nie świadczył na moją korzyść. Gdybym była pięknością, pewnie nikomu nie byłoby do śmiechu na widok „biednej Snow”, ale z marnym metrem pięćdziesiąt pięć, prostymi, niemalże białymi włosami i przeraźliwie bladą cerą nie wyróżniałam się na korzyść spośród innych dziewcząt.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Czułam bijącą od Davida pogardę prawie tak, jakby było to coś namacalnego, coś, czego w każdej chwili mogłabym dotknąć. Czasem tak miałam — wyczuwałam emocje innych ludzi i było to dla mnie równie naturalne, co oddychanie czy trawienie. Nie potrafiłam panować nad tą niezwykłą umiejętnością, co było moją największą słabością. Wiedza, że wszyscy w twoim otoczeniu cię nienawidzili, nie była nawet w najmniejszym stopniu miła.
— Nie mamy na to czasu, Snowflake. — Aidan pojawił się u mego boku, jakby wyrastając spod ziemi. Owszem, lubiłam przebywać w jego towarzystwie, ale chwilami chciałam, by zniknął. Na przykład wtedy, gdy David spojrzał na mnie komicznie i znowu wybuchł śmiechem.
— Dobrała się, para niedojdów. Czyżby przyjechał twój książę, Śnieżko?
Przez kilka kolejnych sekund miałam ochotę go uderzyć. Chciałam sprawić, by cierpiał, tak samo, jak i ja cierpiałam, słuchając jego ciągłych przytyków. W takich chwilach czułam, że pod moją skórą zbierają się setki maleńkich płomieni, gotowych zniszczyć wszystko i wszystkich na swojej drodze.
Wzięłam głęboki oddech, posłałam Davidowi ostatnie wściekłe spojrzenie i ruszyłam korytarzem w stronę wyjścia ze szkoły. Moje oczy ciskały pioruny na wszystkie strony, a ukryte pod skórą płomienie szukały drogi ujścia. Szłam tak szybko, że tym razem to Aidan nie potrafił dotrzymać mi kroku, ale nie miałam zamiaru być dobrą przyjaciółką i zwolnić. Nie tym razem.
— Snowflake, zwolnij, proszę!
To zabawne, jak wiele negatywnych emocji może się w człowieku wyzwolić, gdy ten słyszy kilka tak prostych słów. Gdy tylko Aidan skończył mówić, odwróciłam się w jego stronę gwałtownie i mogłabym przysiąc, że gdyby spojrzenia zabijały, nie miałabym już ani jednego przyjaciela na tym świecie.
— Mam już tego dość! — krzyknęłam, dając upust wszystkim targającym mną emocjom. Od tak dawna tłumiłam w sobie złość i żal, że któregoś dnia musiałam w końcu wybuchnąć. Niestety, to Aidan znalazł się w polu rażenia.
— Mam dość bycia wyśmiewaną i przezywaną od jakiejś durnej laluni z bajek dla dzieci! Mam dość tej szkoły, dość tego życia i wiesz co?! Najbardziej w świecie mam dość ciebie!
Gdy tylko to wykrzyczałam, dotarło do mnie, co tak naprawdę uczyniłam i cała złość ze mnie opadła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Właśnie obraziłam jedyną osobę, która traktowała mnie jak człowieka, nie wyśmiewała się ze mnie za moimi plecami i gotowa była mnie wspierać bez względu na wszystko. Cudowna ze mnie musiała być przyjaciółka, skoro przy pierwszej lepszej okazji powiedziałam swojemu jedynemu przyjacielowi, że wcale a wcale nie życzę sobie jego towarzystwa.
Jestem beznadziejna.
Po minie Aidana poznałam, że mocno go zraniłam. Nasze relacje lubiłam porównywać do białej kartki papieru, mój krzyk sprawił jednak, że na arkuszu pojawiła się czarna, zygzakowata linia, jakby jakiś niewidzialny malarz namalował ją pod moją nieuwagę.
— Wychodzimy — powiedział stanowczo, a ja zadrżałam. To jedno słowo sprawiło, że miałam wrażenie, że na korytarzu temperatura spadła o kilka stopni. To nie było miłe uczucie.
Ruszyłam za Aidanem, zastanawiając się, czemu nie miałam umiejętności przenoszenia się w czasie. Gdybym tylko mogła, najchętniej cofnęłabym swoje słowa, ale było za późno.
— Aidan, no weź! Przecież wiesz, że nie mówiłam tego na serio! — W moim głosie dało się usłyszeć rozpacz, ale Aidan zadawał się mnie nawet nie słuchać. Wyprowadził mnie ze szkoły i skręcił w jedną z bocznych ulic Nowego Jorku.
— Przecież się przyjaźnimy! Nie możesz się na mnie obrazić! Tyle razem... Gdzie ty mnie właściwie prowadzisz?
Tej części Nowego Jorku nie widziałam nigdy wcześniej i chyba nie miałam ochoty kiedykolwiek powtórzyć tej przechadzki. Okolica była ponura, ciemne ściany budynków pomazane malowniczym graffiti i stały zbyt blisko siebie, a na chodniku widniały wielkie plamy. Wolałam nie wiedzieć, za pomocą czego je zrobiono.
— Zabieram cię do Obozu — powiedział Aidan, tym razem już normalnie, jednak jego głos wciąż był obojętny. Skupiłam na nim wzrok, starając się nie rozglądać na boki. Przez chwilę chciałam w niezbyt kulturalny sposób zapytać się, o jakim obozie mowa, gdy Aidan uśmiechnął się delikatnie.
— Do Obozu Herosów — wytłumaczył, jednak ta nazwa nic mi nie mówiła.
— Herosów? — spytałam, unosząc delikatnie brwi. — Co to za obóz? Wychowuje się w nim i szkoli przyszłych bohaterów świata w stylu Super Mana?
Uśmiech Aidana poszerzył się.
— Coś w tym stylu — przyznał i rozejrzał się uważnie po ulicy, jakby oczekiwał, że ktoś będzie nas śledził. Instynktownie postąpiłam tak samo i zaraz tego pożałowałam. Uliczka była zbyt ciasna.
Aidan pociągnął mnie za ramię i poprowadził dalej.
— Co pamiętasz na temat greckiej mitologii? — spytał niespodziewanie, nawet na mnie nie spoglądając. Nie przypuszczałam, że ktokolwiek zada mi takie pytanie, zwłaszcza Aidan; prędzej spodziewałabym się po nim pytania o skład Coca-Coli, ale o mitologię?
— Pff... — Starałam się sobie przypomnieć jakiekolwiek wiadomości na temat wierzeń greków, ale nie miałam do tego głowy. — Grecy mieli wielu bogów, a najważniejsi byli Zeus, Posejdon i Hades...
Na tych trzech imionach moja wiedza się kończyła. Wstyd było to przyznać, ale mitologie nigdy mnie nie fascynowały, a gdy profesor Greengrass na lekcjach łaciny wypisywał nam na tablicy imiona ważnych Greków i Rzymian oraz rozprawiał na tematy powiązane z bogami, po prostu się wyłączałam.
— To tyle? — Aidan spoglądał na mnie, a jego oczy pełne były niedowierzania. — Nie pamiętasz nic? Zupełnie nic?
Wzruszyłam ramionami, czując, że się czerwienię.
— A po co mi to wiedzieć? — spytałam. — Przecież już nawet Grecy nie wierzą w te bajki.
Miałam dziwne wrażenie, że Aidan z trudem powstrzymuje się przed wyrzuceniem mi mojej głupoty. Pokręcił jedynie głową i mruknął pod nosem:
— Kogo mi oni przydzielili?
— Przydzielili do czego?
Wpatrywałam się pytająco w Aidana, oczekując jakiś wyjaśnień. Cały ten dzień z sekundy na sekundę stawał się coraz dziwniejszy, a ja czułam niezwykle dużą potrzebę dowiedzenia się, dlaczego tak się działo. I dlaczego, na wszystkich bogów tego świata (o ile jacyś istnieli), nieznanie mitologii greckiej było aż tak wielkim grzechem.
Chociaż nie, z drugiej strony wolałam nie wnikać w treść i przesłanie mitów, bojąc się tego, co mogłabym odkryć.
— Snowflake, zanim znajdziemy się w Obozie, musisz dowiedzieć się pewnych rzeczy, których osobom takim jak ty nie wypada nie wiedzieć.
Aidan był jedyną osobą, która zwracała się do mnie moim pełnym imieniem, co było zarazem słodkie jak i niezwykle denerwujące. Tym razem przeważyło to drugie, bo wypowiedziane przez Aidana słowa zabrzmiały niczym obelga.
— Osobom takim jak ja? Masz na myśli pozbawionych matek dziwadeł?
Starałam się uśmiechnąć, by ukryć urazę i ból, jaki przeszył moje ciało, ale Aidan spojrzał na mnie tylko chłodno.
— To nie jest czas na żarty ani kłótnie, Snowflake — powiedział, patrząc na mnie z powagą. — Zacznę od początku. Z Chaosu wyłoniło się dwóch bogów — Uranos i Gaja, Niebo i Ziemia. Z tego związku narodziły się wielkie rody tytanów, cyklopów i sturękich. Niestety, Uranos nie był zadowolony ze swojego potomstwa i strącił je w bezdenne czeluści Tartaru, skąd nie ma powrotu.
Miałam wielką ochotę, by wytłumaczył mi dokładniej, czym tak naprawdę ten „tartar” był, ale się nie odezwałam. Z czymś mi się ta nazwa kojarzyła i wywoływała delikatne dreszcze. Postanowiłam, że po przyjeździe do tego całego „Obozu Herosów” wezmę się na poważnie za czytanie mitologii greckiej, skoro to tak ważne dla Aidana.
— Gaja znienawidziła Uranosa za to, że zepchnął jej dzieci w ciemność i zaczęła knuć spisek przeciwko niemu. Namówiła tytana Kronosa — najmłodszego ze swoich synów — by zakradł się do ojca, pociął go na tysiąc kawałków i tym samym strącił z tronu.
— Własnego ojca? — wyrwało mi się, ale Aidan pokiwał głową ponuro.
— Tak. Od tamtego czasu nad światem rządził Kronos ze swoją małżonką Reją. Ale Kronos usłyszał przepowiednię, że i jego z tronu zrzuci własny syn, dlatego połykał każde dziecko Rei. Reja była sprytna i gdy urodziła szóste już dziecko, dała Kronosowi do połknięcia kamień. Dziecko ukryła na ziemi i nadała mu imię Zeus.
— Zeus wychowywał się pod opieką nimf górskich, karmiony mlekiem kozy Amaltei. Gdy wyrósł, stanął do walki ze swoim ojcem. Wcześniej nakazał matce podać Kronosowi środek na wymioty. Tym oto sposobem na świat przyszła kolejna piątka bogów: Posejdon, Hades, Hera, Demeter i Hestia. Zeus obalił Kronosa i sam zasiadł na tronie.
— Tak po prostu? — spytałam, trochę zaskoczona. Grecy musieli być niezwykle pomysłowymi ludźmi, skoro udało im się wymyślić tak bezsensowną i nierealną historię. Aż zaczynałam żałować, że nie słuchałam profesora Greengrassa; miałabym się z czego pośmiać.
Pewnie w starożytności patrzyli na takie sprawy w inny sposób.
— Wojna między nimi trwała dziesięć lat, ale Zeus wygrał. Ogłosił się panem bogów i zasiadł na tronie w Olimpie. Postanowił rozdzielić świat między siebie i swoich braci — sam stał się panem nieba, Posejdonowi przypadło morze, zaś Hadesowi świat podziemia i zmarłych.
— Hera, córka Kronosa i Rei, została boginią małżeństwa i żoną Zeusa. Z tego związku narodzili się kolejni bogowie: Hefajstos — bóg sztuki kowalskiej i Ares — bóg wojny.
Nagle coś mi się przypomniało. Podczas jednej z wybitnie wręcz lekcji łaciny, profesor Greengrass wspomniał o czymś, co przykuło moją uwagę. Opowiadał o czymś, co nazywano „boską radą”. Zasiadało w niej dwunastu bogów, którzy mieli największy wpływ na losy świata i tym samym ludzkości.
— Oni należeli do dwunastki! — powiedziałam z uśmiechem, a Aidan przyjrzał mi się uważniej. — Hefajstos i Ares. Należeli do dwunastu najważniejszych bogów greckich.
Aidan pokiwał powoli głową i odetchnął z ulgą.
— Czyli jest jeszcze nadzieja — powiedział. — Mogłabyś wymienić całą dwunastkę?
Przez chwilę próbowałam sobie przypomnieć wymieniane przez profesora imiona. Nie sądziłam, że wśród bogów istniały jakieś podziały na ważniejszych i mniej ważnych, dlatego postanowiłam posłuchać krótkiego wykładu.
Zaczęłam recytować.
— Zeus, bóg nieba, Posejdon, bóg mórz, Hera, bogini małżeństwa i żona Zeusa, Demeter, bogini roślinności i urodzaju, Afrodyta, bogini miłości i piękna, Ares, bóg wojny, Hefajstos, bóg kowalstwa, Atena, bogini mądrości… Hmm, Donilos, bóg wina…
— Dionizos — poprawił mnie od razu Aidan. Zmarszczyłam brwi. Dionizos? Byłam pewna, że przewodnik wspominał o jakimś Donilosie…
— Apollo, bóg muzyki i poezji, Artemida, bogini łowów i… — Jak na złość nie potrafiłam sobie przypomnieć ostatniego imienia. Aidan mnie wyręczył.
— Hermes, posłaniec bogów, patron złodziei. Prócz nich był jeszcze Hades, bóg podziemi, który nigdy nie był mile widziany przez Olimpijczyków i jego siostra, Hestia, bogini domowego ogniska, która ustąpiła swojego miejsca w radzie na rzecz Dionizosa.
Pokiwałam głową w milczeniu i odważyłam się rozejrzeć po ponurej uliczce, przez którą przechodziliśmy. W głębi ulicy, przy jednej ze ścian otaczających nas budynków stał wielki kontener na śmieci, wydzielający niezbyt przyjemny zapach. Nie podobało mi się to miejsce, było tu niebezpiecznie ciasno… Mogłabym przysiąc, że gdyby budynki stały trochę bliżej siebie, zaczęłabym panikować. Tak, moją największą słabością były niewielkie przestrzenie. Kiedy miałam trzy lata, pojechałam z tatą na farmę do mojej babci. Lubiłam tam przyjeżdżać, bo domek babci otaczały ogromne pola i las. Często znikałam między drzewami, zbierając szyszki i wypatrując wiewiórek. Podczas jednej z takich wypraw wpadłam do nory, jak cholerna Alicja z Krainy Czarów. (Wspominałam, że w moim życiu istnieje wiele powiązań z postaciami z bajek?) I nie, nie była to maleńka norka królika, nic z tych rzeczy. Tamta nora była ciasna, wilgotna i, co najważniejsze, głęboka. Nie potrafiłam z niej wyjść i jedynym, co mogłam zrobić, to zacząć płakać.
Nie wiedziałam, ile czasu spędził mój tato na szukaniu mnie. Mimo że byłam mała, nigdy nie oddalałam się od domu ani nie zgłębiałam w las, bo najzwyczajniej w świecie się bałam. Tamtego jednego dnia miałam pecha, natrafiając na norę. Kiedy tato w końcu mnie znalazł, brakowało mi łez, a oczy miałam tak zapuchnięte, że do dzisiaj nie miałam pojęcia, jakim cudem dostrzegałam, co się znajdowało dalej niż dwa metry przede mną.
Od tamtego czasu unikałam ciasnych przestrzeni, ale to było trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Raz zdarzyło mi się spanikować w szkole, gdy weszłam do ubikacji (kabina była o WIELE zbyt ciasna) i całkiem zapomniałam, że zasunęłam zasuwkę. To nie było ani trochę zabawne i sprawiło, że zaczęłam obchodzić szerokim łukiem toalety publiczne.
Na odległym końcu uliczki, tuż przy wielkim kontenerze, dostrzegłam jakiś ruch. Po plecach przeszedł mi dreszcz.
— Aidan. — Popchnęłam mojego przyjaciela i wskazałam na zbliżające się do nas istoty. Teraz, gdy wyszły z cienia kontenera na śmieci, doskonale widziałam, czym są.
Pająki.
Jeśli istniała na tym świecie rzecz, której się bałam prawie tak samo mocno, co ciasnych przestrzeni, były nimi z pewnością pająki. Zawsze, kiedy widziałam ich grube cielska i owłosione nogi, moim ciałem wstrząsały drgawki. Tak było i tym razem.
— Snowflake? — W głosie Aidan dało się usłyszeć niepokój, ale ja już go nie słuchałam. Cała się trzęsłam, patrząc, jak pająki zbliżają się coraz bardziej i bardziej. Były ogromne; każdy miał tułów wielkości talerza do obiadu i parę ogromnych szczęk, którymi kłapały złowrogo.
Odniosłam przedziwne wrażenie, że wszystkie pary ich oczu zwrócone były prosto na mnie.
Chciało mi się krzyczeć, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Zamiast tego zaczęłam cofać się powoli, krok po kroku. Nie udawało mi się skupić na niczym myśli, widziałam tylko te pająki, zbliżające się do mnie coraz bardziej i bardziej.
Zapewne gdyby nie Aidan, już dawno umarłabym ze strachu. Chociaż wydawało mi się to najgłupszym pomysłem na świecie, mój przyjaciel wyciągnął miniaturowy miecz zza pasa i spojrzał na pająki groźnie. Przemówił do nich w jakimś dziwnym języku, ale nie zaprzątałam tym sobie głowy.
Aidan nie miał już na sobie spodni ani butów. W normalnych okolicznościach stwierdziłabym, że postradał zmysły, rozbierając się przy mnie w dość wąskiej i nieuczęszczanej uliczce (nigdy nie podejrzewałam, że byłby skłonny zgwałcić niewinną młodą kobietę, naprawdę!), ale to nie były normalne okoliczności. Zwłaszcza, że Aidan nie miał normalnych nóg. Tylko takie należące do kozła.
Zastanawiało mnie, czy już zdążyłam oszaleć ze strachu.
Jeden z pająków rzucił się na mnie. (No, może nie dosłownie, ale i tak poruszał się nadzwyczaj szybko). Poczułam, jak coś ostrego rozdziera mi skórę na ramieniu, gdy próbowałam zasłonić twarz przed potworem. Błysnęła stal, miecz Aidana opadł i pająk zmienił się w kupkę złotego pyłu. Tak po prostu.
Ból w ramieniu był nie do zniesienia. Poczułam, jak robi mi się słabo.
Ze wszystkich stron rozległo się nerwowe klekotanie. Nagle dotarło do mnie, że pająki mówią coś do siebie i wcale nie są to miłe rzeczy. Po chwili wahania ruszyły do ataku, by spełnić wyznaczoną im misję — unicestwić Snowflake White lub doprowadzić ją do utraty zmysłów ze strachu. Oba te scenariusze miały mieć równie szczęśliwe zakończenie.
Dotarło do mnie, że jeśli czegoś nie zrobię, to zginę. Aidan nie miał szans pokonać wszystkich tych bestii w pojedynkę, do tego nie bardzo miał ochotę zmieniać kolejnych pająków w kupki uroczego piachu. Nie żebym go za to winiła.
Gdyby strach nie sprawił, że utraciłam możliwość logicznego myślenia, zapewne wyciągnęłabym z torby długopis i w obronie własnej wepchnęła go w oko jednego z tych potworów, ale nie wpadłam na to. Zamiast tego wyjęłam opakowaną w szary papier kanapkę i (co było niewyobrażalnie głupim posunięciem) cisnęłam nią w pająki.
Śnieżka karmiąca bezdomne pająki? Tego jeszcze nie było.
Co najdziwniejsze, pająki na kilkanaście sekund straciły nami zainteresowanie i całą swoją uwagę skupiły na kanapce. Zebrały się wokół niej w ciasną grupkę i chociaż nie znałam ich klekoczącego języka, czułam, że kłócą się, kto będzie miał okazję zakosztować nietypowego, ziemskiego jedzenia. Najwyraźniej w kanapkach z szynką i serem kryła się magia.
— Nie masz więcej kanapek? — spytał Aidan, gdy pająki znowu ruszyły w naszą stronę. Wyczułam, że chce dodać mi otuchy, ale na niewiele się to zdało. Panika wciąż brała nade mną górę i wiedziałam, że nigdy nie uda mi się wyjść z tej potyczki. Na dodatek ból pulsujący w ramieniu tępił moje zmysły i przemieszczał się wraz z krwią, sprawiając, że moje nogi trzęsły się coraz bardziej.
„Snowflake White, wraz z przyjacielem o nogach kozła, Aidanem Foresterem, zamordowana została przez grupę zmutowanych pająków w jednej z uliczek Nowego Jorku.”
Poczułam, że nie mam już siły utrzymać się na nogach, jakby jakaś niewidzialna dłoń próbowała rozgnieść mnie na bruku. Upadłam, a moje kolana boleśnie zderzyły się z podłożem. W głowie czułam tępe pulsowanie, świat dookoła przycichł i wszystko zwolniło, jak w filmach.
Aidan coś krzyczał i starał się odgonić pająki, ale nawet ten jego mieczyk nie dawał sobie rady z bestiami. Miałam dziwne wrażenie, że z każdą sekundą bestii napływa coraz więcej i więcej, jakby odpowiadając na wezwanie swojego władcy. Wszystkie zbliżały się do mnie i wręcz słyszałam, jak szeptały do mojego ucha: Zginiesz, herosie. Zginiesz i nikt nawet nie będzie o tobie pamiętał.
W jakiś sposób się z tym pogodziłam, chociaż pewna cząstka mnie (zapewne ta, która jakimś cudem jeszcze nie oszalała) krzyczała głośno, że nie chce umierać.
Nagle w uliczce pojawił się jakiś chłopak. Tak po prostu, mój mózg nawet nie zdążył zarejestrować, z której strony nadszedł. Przybysz trzymał w dłoniach coś błyszczącego i ostrego, ale nie byłam w stanie dostrzec, co to takiego, bo przed oczami pojawiły mi się ciemne plamy.
Chciałam krzyknąć do Aidana, by się ukrył, ale nieznajomy chłopak wcale nie zamierzał skrzywdzić mojego przyjaciela. Wbiegł między pająki i zaczął wywijać trzymanym w dłoniach mieczem na wszystkie strony. Z trudem zmusiłam oczy do patrzenia na niego i skupienia się na tej czynności; mimo wszystko byłam do tego stopnia osłabiona, że chłopak stał się jedynie zamazaną smugą, która poruszała się zbyt szybko, by mój mózg zdążył to zarejestrować.
Ze wszystkich stron otaczał mnie połyskujący w świetle słońca pył. Nie potrafiłam stwierdzić, skąd on się tam wziął. Błądziłam nieco nieprzytomnym wzrokiem po otoczeniu, ale nie mogłam się na niczym skupić. Obrazy zlewały się w jedno, krew szumiała mi w uszach.
Czułam się jak warzywo.
— Nic wam nie jest?
Nie byłam pewna, czy to chłopak się odezwał, czy głos był jedynie wytworem mojej wyobraźni. Zachwiałam się delikatnie; nagle całe moje ciało stało się zbyt ciężkie, by nad nim zapanować. Nim zdążyłam odezwać się choćby słowem, pochłonęła mnie ciemność.
Dzień dobry! Oto i pierwszy rozdział mojego nowego bloga. Mam nadzieję, że ktoś tutaj zajrzy i przeczyta te wypociny, bo o tej historii myślałam od jakiegoś roku, o ile nie dłużej. Liczę, że znajdzie się choć jedna osoba, która dostrzeże w tym dziele "coś". Tymczasem do zobaczenia!
Znalazłam tu "coś"! Naprawdę uwielbiam Twój styl pisanie. Przejrzyście i ciekawie. Genialnie wymyśliłaś imię i nazwisko głównej bohaterki. Myślałam, że padnę ze śmiechu. Ogólnie to opowiadanie wyszło Ci dużo zabawniej niż to o selekcji. Oba są cudowne, ale to jest bardziej na luzie. Ogólnie cieszę się, że wybrałaś tą tematykę i mam nadzieję, że będziesz mnie infofmować!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, puck
Strasznie mnie to cieszy! Zdecydowanie potrzebowałam zacząć pisać jakieś luźniejsze opowiadanie, takie bardziej w moim stylu. Jasne, że będę cię informować. :)
UsuńRównież pozdrawiam!
Napisałam kolejny rozdział, to tak jakbyś chciała wiedzieć
UsuńPozdrawiam, puck
Cudny blog *.* Tak szczerze, to czytam tylko dwa opowiadania o Herosach. Twoje opowiadanie będzie trzecie! Świetnie piszesz. Podoba mi się fabuła, po prostu wszystko! Rozśmieszyło mnie jak bohaterka rzuciła pająkom kanapkę w celu obrony. Hahaha! To było genialne! Uśmiałam się po pachy xD Od tak pory zostaję twoją czytelniczką i mam ogromną nadzieję, że to odwdzięczysz mi się tym samym. To wywoła kolejny uśmiech na mojej twarzy :D Dodaję twojego bloga do obserwowanych i do zakładki "Blogi, które czytam" do mnie na blogu.
OdpowiedzUsuńhttp://nowy-swiat-andrei.blogspot.com
Zapraszam i mam nadzieję, że pozostawisz po sobie jakiś skład (~.^)
Pozdrawiam i potopu weny życzę ^.^
madziula0909
Dzień doberek!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam bardzo, ale ja mam nadzieję, że nie porzuciłaś tej historii po jednym rozdziale! NIE zgadzam się!
Zaciekawiłaś mnie, nawet bardzo. Snow to w sumie typowy-heros-główny-bohater, przekichane w życiu, zero przyjaciół, przeciętny wygląd... Mimo tego polubiłam ją od pierwszych akapitów :) Mam nadzieję, że jednak wrócisz do tej historii, trzymam za Ciebie mocno kciuki! :3
Powodzenia, życzę duuuużo weny! (:
[neew-beginning.blogspot.com]
[disconsolate-generation.blogspot.com]